Każdy biegacz – początkujący czy też zaawansowany ma jakiś sposób kontroli swojego treningu. Niektórzy działają na wyczucie inni używają całej baterii technologicznych cudeniek. Jak używam jednego – pieszczotliwie zwanego czerwonym klockiem. Mój mechaniczny asystent treningu to dobrze znany większości biegaczy choćby ze względu na charakterystyczny wygląd Garmin Forerunner 305.
Z moim egzemplarzem poznaliśmy się w maju tego roku, czyli blisko 2 lata od rozpoczęcia mojej przygody z bieganiem. Na początku za asystenta treningu służyła mi mapa i zwykły zegarek z funkcją stopera. Sprawdzało się to świetnie, jednak nie dawało takiej swobody ani kontroli jak zaczynałem powoli potrzebować. Okazało się, że dojrzałem trochę biegowo i chcę potrenować w bardziej zaawansowany sposób. Chciałem również móc pobiec po prostu przed siebie i nadal mieć kontrolę nad dystansem, tempem i czasem, a do tego potrzebowałem już bardziej zaawansowanego sprzętu.
Sprzęt przyjechał do mnie w klockowatym pudełku z logo Amazona, gdzie z wysyłką do Polski kosztował taniej niż najtańszy dostępny w Polsce model. Klockowatość całości jest bardzo pocieszna, począwszy od pudełka, a skończywszy na samym zegarku. Jednak nie dajcie się zwieść pozorom, pod tym zgrzebnym wyglądem kryje się naprawdę solidne urządzenie z charakterem. W podstawowym zestawie jest zegarek z GPS, pasek czujnika tętna, siodełko do podłączenia zegarka do komputera lub ładowarki, kabel mini USB – USB, ładowarka, dodatkowy pasek i takie tam drobiazgi.
Dużą zaletą tego modelu jest dość intuicyjna obsługa. Aby skonfigurować właściwie wszystkie funkcje potrzebne na co dzień nie trzeba nawet zaglądać do instrukcji. Menu są czytelne i łatwe w obsłudze szybko więc skonfigurujemy jak ma wyglądać ekran zegarka i jakie dane na bieżąco mają się wyświetlać. A możliwości jest naprawdę wiele począwszy od raczej nie przydatnej daty, przez dystans, tempo, szybkość, wysokość npm, kierunek, tętno czy też czas, a skończywszy na wschodzie czy zachodzie słońca w oparciu o aktualną pozycję. Oczywiście nie ze wszystkich tych funkcji korzysta się na co dzień, ale dobrze wiedzieć, że takie możliwości są.
Osobiście korzystam z Garmina zarówno podczas biegania jak i jazdy na rowerze. Dla każdego sportu mam skonfigurowane inne profile gdyż inne informacje interesują mnie gdy jadę, a inne gdy biegam. Dla przykładu podczas jazdy na rowerze interesuje mnie prędkość i prędkość średnia, do tego zaś czas całości. W trakcie biegu natomiast interesuje mnie tempo, średnie tempo czas treningu oraz tętno. Oba te zestawy przełącza się błyskawicznie. Dodatkowo, jeśli kiedyś się na to zdecyduję mogę dołączyć do zestawu czujnik kadencji, co pomoże usprawnić kontrolę nad treningiem rowerowym.
Z ciekawszych funkcji należy wspomnieć o alarmach, które można zdefiniować wg stref tętna czy tempa. Łopatologicznie mówiąc, jeśli chcemy biec w danej strefie tętna alarm zacznie pikać, gdy wpadniemy do niższej lub wyższej strefy. To samo dotyczy tempa. Można również skonfigurować trening/bieg z kombinacją różnych alertów żeby maksymalnie zbliżyć się do założonego planu. Do tego mamy również taką praktyczną funkcję jak Auto-Lap, która przy zdefiniowanych dystansach zachowuje międzyczasy – funkcja ta jednak nie działa przy treningach zaawansowanych, co jest jedynym mankamentem jaki na razie mi osobiście przeszkadza. Ostatnią z ciekawszych opcji jest Auto-Pause, która automatycznie zatrzymuje stoper w momencie, gdy zwolnimy poniżej pewnej prędkości (na przykład, gdy musimy zatrzymać się na światłach).
Funkcje funkcjami, ale bez możliwości przeanalizowania danych sam zegarek byłby fajnym, ale nie aż tak użytecznym gadżetem. Dane można importować zarówno do dołączonego na płycie programu Garmina jak i do prawie każdego sieciowego dzienniczka treningowego włączając w to popularnego Sporttracka. Program dołączony przez producenta ma również jedną wartą wspomnienia funkcję – możliwość ustawienia treningu zaawansowanego i importu do zegarka. Dzięki tym możliwościom, można swój trening obejrzeć z każdej strony i pod każdym kątem – nawet taki statsiarz jak Faddah byłby zadowolony – gdyby jeszcze tylko „Klocuś” chciał mówić jak jego Cardio Trainer. A on tylko żałośnie popiskuje.
Oczywiście nie ma róży bez kolców – dla mnie największym kolcem są okresowe fochy Garmina na satelity – no po prostu czasem wybitnie nie chcą ze sobą gadać. Ponadto zgrywanie danych przez inny program niż garminowski przy większej ilości danych w zegarku trwa dość długo i potrafi niejednokrotnie wykrzaczyć przeglądarkę. Więcej grzechów nie pamiętam, a na moje „maleństwo” nie narzekam. Niejeden kilometr jeszcze razem przebiegniemy i przejedziemy. Jeśli ktoś potrzebuje wszechstronnego zegarka treningowego kupując Garmin Forerunner 305 na pewno się nie zawiedzie.