Pod tą masakryczną nazwą skrywa się słodkie maleństwo, które rozświetla moje treningi, kiedy słońca brak. Powiem szczerze, że wybór lampki nie był lekki – na forach roi się od opinii, ale tak ekstremalnych, że nie bardzo jest jak dojść co i jak. Dlatego też totalnie skołowany, nastawiony na zakup lampki Petzla o wdzięcznej bądź i nie nazwie Myo RXP udałem się do sklepu zobaczyć jak to wygląda, jak leży, świeci, smakuje, itp. Petzla nie znalazłem, ale trafiłem na obcykanego sprzedawcę – w ten sposób zostałem posiadaczem wspominanej w nagłówku lampki (nie chce mi się przepisywać nazwy).
W pierwszej chwili, gdy pan w sklepie zasugerował mi zakup produktu Mactronica byłem bardzo sceptyczny. Dlaczego? Myo RXP, na którą się tak napaliłem (nie bez powodu zresztą) przy dobrych wiatrach miała kosztować 250 PLN. Za rekomendowaną mi w sklepie lampkę miałem zapłacić tylko 59 PLN. Wiem, że nie zawsze jakość idzie w parze z ceną, jednak często te dwa czynniki są ze sobą dość proporcjonalnie powiązane, a nie bardzo mnie stać, żeby kupować kiepski sprzęt. No cóż, stwierdziłem, że zaryzykuję – nie dysponuję ostatnio zbytnio pękatym portfelem, więc każda sensowna oszczędność się przyda.
Czołówka ma 3 diody. Jedną główną odpowiadającą za skupiony promień światła i dwie poboczne dające światło rozproszone. Wg producenta główna dioda lampki daje 3,5 lumena – co wydaje się śmieszną wartością w porównaniu z innymi lampkami. Fakt, jak przyjdzie wojna to nie będę mógł jej używać jako szperacza do wypatrywania wrogich samolotów, ale do moich celów się nadaje w zupełności. Tak po prawdzie to używam głównie światła rozproszonego, bo przy wolnym biegu raczej interesuje mnie to, co mam pod nogami niż to, co jest w oddali (zazwyczaj po zmroku na wale nie ma nic i nikogo :P). Nie mam co prawda jak Faddah oporów przed bieganiem po chodnikach (biegałem tak do maja tego roku, przez blisko 10 miesięcy), jednak jeśli tylko mogę to chodnika czy asfaltu unikam. Tak się szczęśliwie składa, że 1,5km od domu mam wspomniany wał przeciwpowodziowy ciągnący się wzdłuż Wisły. Jedyny mankament tej trasy (oprócz ludzi, którzy nie wiedzą co znaczy mijać się po prawej stronie) to właśnie brak oświetlenia. Ponieważ biegam albo rano (start ok. 5:15-:5:30) lub też pod wieczór – brak lamp na trasie zaczął mi doskwierać już we wrześniu.
Zakupiłem więc lampkę i ruszyłem na trasę. Okazało się, że słabe diody pomocnicze w zupełności mi wystarczą do szczęścia. Co prawda na szybkie treningi w takim terenie lampka raczej się nie nadaje – ale szybkie treningi biegam raczej po czymś gładkim w rodzaju asfaltu. Nie pobiegłbym z nią również Rzeźnika, ale z chęcią biegam z nią na co dzień, jak również używam jej jako przedniego oświetlenia rowerowego. Czołówka mimo, że działa na 3 bateriach AAA jest zdecydowanie lekka. Podczas biegu czy jazdy nic się nie przesuwa, a neoprenowa wkładka od wewnątrz sprawia, że nie czuć tak ucisku plastiku. Dla wygody kąt padania światła można płynnie regulować w zakresie 90 stopni. Do tego wszystkiego lampka posiada tryb migania – nie wiem po co, ale ma i już 😛
Aha – nawiązując do wypowiedzi Faddaha – też uważam, że da się przy czołówkach pić wódkę, jeść pizzę czy uciekać przed Policją po spaleniu wozu TVNu. Dodam jeszcze, że w listopadowym numerze Runners Word pojawiła się mini recenzja kilku czołówek, między innymi tego modelu – fajnie, że chłopaki coś napisali, jednak następnym razem polecam obudzić się jakieś 2 miesiące wcześniej.