Jak się ubierać – Mista spojrzenie na zimniejszą część roku

Reklama

balwanyJak się ubierać? Pierwsza odpowiedź cisnąca się mi na usta to: przede wszystkim wygodnie. Co z tego, że będziemy mieli na sobie modne ciuchy z naszej ulubionej firmy w kolorze hitu sezonu, jeśli będzie to niewygodne jak cholera. To, co się sprawdza w operze niekoniecznie sprawdzi się na trasie. Oto więc kilka moich subiektywnych uwag w temacie doboru ubioru biegowego.

Pominę tu zagadnienia koloru, firmy czy technologii, jaką chcecie na sobie nosić – wybierzcie, co chcecie w zasięgu waszych możliwości finansowych. Według mnie najistotniejsze to dopasowanie ubioru do warunków zewnętrznych. Niestety, źle dobrana garderoba może łatwy i przyjemny trening zmienić w walkę o przetrwanie, z jakiej Bear Grylls mógłby nie wyjść cało. Dlatego też warto przed wyjściem na zewnątrz spojrzeć na termometr.

Dlaczego na termometr, a nie wyjrzeć za okno? Odpowiedź jest dość prosta – aura na zewnątrz może wyglądać nieciekawie, a tak naprawdę być upalnym dniem. I odwrotnie – padający deszcz wcale nie musi oznaczać, że pogoda jest kiepska. Cokolwiek by się nie działo za oknem (no może za wyjątkiem fali tsunami dobijającej się do parapetu lub wiatru przenoszącego krowy z miejsca na miejsce) to termometr nie kłamie. Po krótkim zastanowieniu dojdziemy do wniosku, że właściwie nie kłamie również w tych wyjątkowych przypadkach tsunami czy huraganu, jednak wtedy raczej nie wychodziłbym na trening. Ok, spojrzeliśmy więc na termometr, co dalej?

Jak już wspominałem kiedyś najważniejsze to ubrać się tak, żeby zachować komfort cieplny, czyli ani za ciepło ani za zimno. Podstawowa zasada mówi, że należy ubierać się tak jakby na dworze było 10 stopni więcej niż wskazuje termometr, tak żeby na początku treningu czuć lekki chłód. W praktyce trzeba wziąć pod uwagę parę innych czynników – jak specyfika treningu, który będziemy wykonywać oraz dodatkowe zjawiska atmosferyczne. Do tego zasada 10 stopni jest raczej wskazówką niż zasadą, bo trzeba też wziąć pod rozwagę indywidualne odczuwanie ciepła przez poszczególne osoby.

Dalsze porady otrzymacie więc z perspektywy osoby, która raczej nie marznie. Jeśli jesteście zmarzlakami, to moje rady niewiele wam dadzą, ale będzie to z pewnością jakiś punkt odniesienia. Zacznijmy od miesięcy ciepłych – tutaj chyba nikt nie ma wątpliwości jak się ubrać, ale niektórzy mają wątpliwości jak bardzo można się rozebrać. Cóż, dolna granica jest wyznaczona na poziomie szortów lub ich odpowiednika u faceta oraz szortów lub ich odpowiednika i stanika u kobiet (choć jak dla mnie można by ten drugi element pominąć :P) . W moim przypadku powyżej 20 stopni na termometrze tak to się właśnie kończy – z domu startuję jeszcze w koszulce, jednak po 10 minutach mam ja już w ręku, bo po co mam się bez sensu przegrzewać.

Załóżmy jednak, że zaczyna się ochładzać – nadchodzi jesień – temperatury rzędu 10 stopni powyżej zera nadal nie są nam straszne. Tym razem jednak biegam już w koszulce, jednak nadal w krótkich spodenkach. Z moich doświadczeń wynika, że najszybciej wyziębiającą się częścią ciała jest klatka piersiowa. Pokrywa się to z poradami, żeby przy ekstremalnym wychłodzeniu głównie ogrzewać tors, reszta ponoć sama się rozgrzeje. To oczywiście zasłyszana teoria, jednak praktyka mówi, że nogi to na pewno nie zmarzną mi pierwsze. Jest tam zresztą cała masa mięśni pracujących non-stop w trakcie biegu, dzięki czemu same sobie generują bardzo duże ilości ciepła.

No dobra kończmy to teoretyzowanie, odejmijmy kolejne 5 stopni. Zostaje nam ich 5 sztuk na plusie, Mimo to nadal nie jest to dla mnie powód, żeby się super ciepło ubierać. I tutaj zdarzają mi się dwie opcje. Krótkie spodenki, koszulka i wiatrówka/bluza lub legginsy i koszulka. Zdecydowanie częściej wygrywa opcja numer 1. Gdy na Półmaratonie w Toruniu okazało się, że krótkie spodenki zostały w Warszawie musiałem pobiec w opcji numer 2 i się mocno zgrzałem. Ówczesna temperatura idealnie pasowała do opisywanego przykładu.

No dobra, dojdźmy do zera stopni. Zdecydowanie nie jest to temperatura, przy której zostaję w domu. Zakładam legginsy, koszulkę i bluzę/wiatrówkę, po czym ruszam na trasę. Nierzadko zabieram też czapkę z daszkiem. Ale to tylko przy gorszych wariantach pogodowych. Załóżmy, że temperatura nadal spada i osiąga ujemne wartości. Nie jest to nic przyjemnego dla naszych pelargonii, jednak haszczaki i biegacze raczej nie mają, na co narzekać. Nie ma już pluchy, która była w okolicach zera – znowu mamy w miarę stabilną nawierzchnię pod stopami i rześkie powietrze do oddychania.

Mój ostateczny ubiór do walki z zimnem przedstawia się następująco: legginsy, koszulka, bluza, wiatrówka i czapka z daszkiem. Jeśli temperatura zaczyna wskazywać liczby dwucyfrowe poniżej zera, zmieniam wiatrówkę na drugą bluzę, a na głowę zakładam dodatkową czapkę. Taki zestaw sprawdził mi się do -21 stopni podczas dość chłodnej zimy 2010/2011. Nie przytrafiła mi się sytuacja bym wymagał założenia na legginsy dodatkowych spodni. Nie noszę też żadnej bielizny termicznej, co w praktyce oznacza, że mój najcieplejszy ubiór to jedna warstwa na dole i dwie na górze. Nie noszę rękawiczek, bo pocą mi się ręce. Podobnie mam z szalikiem. Zeszłej zimy nie zamarzłem i ani razu nie złapało mnie przeziębienie, aż do momentu, gdy Ineska mnie zaraziła (dzięki Aga!).

Te zestawy oczywiście modyfikowałem w momentach, gdy wiał silny wiatr czy gdy padał deszcz/śnieg/grad. Dla przykładu: jeśli miałem zrobić 25km wybiegania, słońce świeciło, termometr pokazywał 0 stopni, ale wiał silny wiatr – dodatkowo zakładałem na bluzę wiatrówkę. W przypadku deszczu właściwie zawsze brałem czapkę z daszkiem, żeby woda nie zalewała mi oczu. Jeśli w trakcie biegu robiło się za ciepło zdejmowałem co mogłem i wiązałem w pasie lub ostatecznie niosłem w ręku. I co najdziwniejsze mimo znajomości swojego organizmu oraz tych podstawowych zasad niejednokrotnie dałem się oszukać zmysłom. Wystarczyło wyjść na balkon przed treningiem i ubierałem się za ciepło, bo wydawało mi się, że na zewnątrz jest zimno. A wystarczyło spojrzeć na termometr i zastosować się do wypracowanych zasad.

Jeśli jesteście ciepłolubni eksperymentujcie. Stosujcie różne dodatkowe warstwy, które tu opisałem, jednak nie przesadzajcie. Ma wam być komfortowo ciepło, nie gorąco! Odwodnienie czy nawet udar cieplny to nic przyjemnego.

Reklama

Co myślisz?

Napisane przez Maciej

Reklama
Reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Reklama

XXIX Bieg Chomiczówki

polmaraton-zhp

II Pabianicki Półmaraton ZHP