Na ile ta dycha? Czyli krótka relacja z biegania po bydgosku.

Bydgoszczu, wow!
Reklama
Bydgoszczu, wow!
Bydgoszczu, wow!

Co tam maratony, ajrony i inne dziwactwa – bieg w grodzie nad Brdą to jest dopiero coś w biegowej biografii!

Dlatego redaktor Mist postanowił wystartować w nocnym biegu Bydgoszcz na start. Pełne napięcia chwile oczekiwania przeplatane były treningami lub opierdalaniem się…nie oszukujmy się, częściej jednak tym drugim.

Dla zbadania gruntu tydzień przed biegiem wysłany został zwiadowca, a dokładniej zwiadowczyni. Wiadomo, Bydgoszcz to jednak dzicz, a kobiety jakby coś zawsze szkoda mniej…

Ale kobieta nie dość, że przebiegła I bieg na Miedzyniu, zrobiła życiówkę, to jeszcze na domiar wszystkiego wróciła wychwalając imprezę wniebogłosy. Przygotowania miał zwieńczyć zaplanowany na kilka dni przed startem test formy (lub kto woli diagnoza tego jak bardzo do formy daleko…) w lokalnym biegu crossowym. Niestety redaktor ma już swoje lata, więc ku jego zaskoczeniu impreza odbyła się dwa tygodnie wcześniej niż zapamiętał…

I w takim mieszanym nastroju powitał redaktora dzień, a raczej późny wieczór, startu. I od razu moc atrakcji. Impreza zaczynała się na słynnym stadionie Zawiszy (pewnie kojarzycie zadymy z wyrywaniem krzesełek?).

Później Bydgoszcz nocą (no raczej, że trochę strach :P) i morderczy podbieg słynną estakadą bez chodnika, który w tajemniczy sposób wyparował z projektu budowlanego… Ale spokojnie, w zamian bydgoszczanie mają na tej trasie darmowy przejazd specjalną linią autobusową. W tej okolicy, gdzieś w połowie dystansu, na biegaczy czekała kolejna atrakcja – zbieg ścieżką rowerowa aspirująca do miana najbardziej krętej w kraju.

No i tu właśnie pojawił się problem…Jak się okazało od samego patrzenia na serpentynę niektórym zakręciło się do tego stopnia w głowie, że postanowili jak najszybciej wrócić na stadionowa murawę i hyc skręcili niepostrzeżenie z trasy…A reszta, jakieś 1200 osób, jak cielęta za nimi… Niby schody na biegu miejskim z atestem PZLA powinny trochę dziwić wytrawnych biegaczy, no ale wiecie jak to jest w ferworze walki 🙂

Na mecie nie było bananów i herbaty, czego niektórzy uczestnicy nie mogą organizatorom darować i zalewają internety falą hejtu. Zabrakło też jakieś 700 metrowego odcinka trasy. Jeszcze zastanawiamy się, czy wnosić pozew o odszkodowanie za straty moralne… Redaktor Mist do dziś jest bowiem w szoku, że jego najlepszy wynik na dychę w tym sezonie, okazał się najlepszym wynikiem na 9,3 km.

Ogólnie jednak gratulujemy Bydgoszczy oryginalnego podejścia do biegów! Możemy też zdradzić, że nasze sprawdzone źródła mówią, że jesienny półmartaton w tym mieście będzie miał 18 km… Coś dla nas! My przecież nienawidzimy biegać 😀

Reklama

Co myślisz?

Napisane przez Maciej

Reklama
Reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Reklama

Welcome idiots!

Nikt nie kibicuje tak jak Ziemniak. Nikt!

Sztafetowy Maraton Szakala – okiem Running Sucks