Pan tu nie biegł! – czyli IV Bemowski Bieg Przyjaźni

Tow. Katarzyna finiszuje w stylu klasycznym
Tow. Katarzyna finiszuje w stylu klasycznym
Reklama
Tow. Katarzyna finiszuje w stylu klasycznym
Tow. Katarzyna finiszuje w stylu klasycznym

Towarzysze i Towarzyszki!

Dnia 23 września b.r. troje towarzyszy z Ludowego Stowarzyszenia Sportowego Running Sucks wyruszyło z proletariackiego miasta Łodzi w kierunku stołecznej Warszawy by tam ku chwale Partii i w trosce o nasze serca zmierzyć się z dystansem 5. kilometrów. Miało być nas czworo jednak zasłużony towarzysz Maciej się rozchorował. Szkoda, bo jakby z nami był to może zrobiłby życiówkę.

Walka o świetlaną przyszłość dla naszych serc miała miejsce w malowniczych plenerach osiedla Przyjaźń dobrze pamiętającego jeszcze budowniczych Pałacu Kultury i Nauki. Na miejsce dotarliśmy autostradą – tak tak, takie cuda w naszej socjalistycznej ojczyźnie! Sporo przed czasem udaliśmy się do towarzyszek zarządzających pakietami i po zwyczajowej wymianie grzeczności odeszliśmy z kwitkami 😉 Kwitki przywiesiliśmy na odświętne stroje sportowe i udaliśmy się poszukać jakiegoś baru mlecznego lub innej jadłodajni. Na szczęście w sukurs przyszedł nam proletariat z pobliskich wsi oferując wyborny chleb ze smalcem.

Nie zrażeni wiatrem postanowiliśmy rozpocząć przygotowania do wyścigu. Szkoda, że nie było z nami tow. Macieja, bo gdyby był to pewnie założyłby się z tow. Łukaszem o złamanie czasu 19 minut. Jednak go nie było, bo przecież się kurował, a nawet gdyby tak nie było to przecież nie podejmowałby tak głupiego wyzwania tydzień przed maratonem, prawda?

Bieg zbliżał się jednak wielkimi krokami, tow. Agnieszka i Katarzyna rozgrzewały się szykując się do debiutanckiego startu. Sielska atmosfera wokoło nie zapowiadała nadchodzącej ostrej rywalizacji na trasie. Towarzyszki udały się do strefy startowej zaś tow. Łukasz i tow. Maciej, którego z nami nie było, w oczekiwaniu na start przecierali obiektywy aparatów by tak epokowe wydarzenie uwiecznić. Strzał, start, pęd. Przodowniczki ruszyły do walki o zdrowie dla swoich serc i dobra luksusowe. Pstryk, fotki zrobione, tow. Łukasz i tow. Maciej, którego z nami nie było, ruszyli na rozgrzewkę. Planowali się rozgrzać zanim towarzyszki ukończą swój bieg.

Plan ten jak zresztą każdy został wykonany w 200%. Towarzyszki dobiegły do mety w rewelacyjnych czasach. Każda z nich przekroczyła swoje oczekiwania i z medalem na szyi emocjonowały się zawodami. Tow. Agnieszka osiągnęła wynik 28:40, zaś tow. Katarzyna 31:55. Emocje nie przygasały gdy w głośnikach zabrzmiało hasło Przodownicy na start. Wtedy też tow. Łukasz wraz z tow. Maciejem, którego z nami nie było, udał się na start. Plan był dość prosty – byle dobiec. Strzał startera i ruszyli. Krótka rozmowa z tow. Maciejem, którego z nami nie było i towarzysz Łukasz samotnie podążał w kierunku mety. 5km minęło jak z bicza strzelił. Z trasy zapamiętano wiele zakrętów, ciasne ścieżki, ładne domki i towarzysza Janga wraz z towarzyszką Białą dopingujących biegaczy szantowymi przyśpiewkami. Tow. Łukasz również pobiegł powyżej normy osiągając czas 22:52. Tow. Maciej gdyby z nami był mógłby również przekroczyć plan i przybiec z czasem 21:55, ale niestety go z nami nie było.

Z Socjalistycznym pozdrowieniem polecamy kolejne edycje Biegu Przyjaźni – Towarzysze z Ludowego Stowarzyszenia Sportowego Running Sucks!

Reklama

Co myślisz?

Napisane przez Maciej

Reklama
Reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Reklama
Spaghetti

Spaghetti z łososiem

34. Maraton Warszawski 2012 – zdjęcia