Od maja bieżącego roku znowu pomieszkuję w Warszawie – ten fakt sprawił, że wierna chodnikowa pętelka w Toruniu nie będzie już moją najbardziej uczęszczaną trasą biegową. Drugiego dnia pobytu ubrałem więc buty i ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu zaginionej trasy.
Nie odnalazłem jej od razu, bo mania ogradzania płotami każdego bloku sprawiła, że nad Wisłę trafiłem dopiero po 5km i to przebiegniętych jakąś dziwną trasą. Za trzecim razem udało mi się trafić na właściwą drogę i biegam tam do dziś.
Moja trasa uniwersalna jest trasą w stylu tam-i-z-powrotem. Start spod bloku, koniec pod blokiem. Do właściwego wału – czyli ulubionego elementu trasy jest bez specjalnego kluczenia około 1,5km – w sam raz na delikatną rozgrzewkę. Nawierzchnia na dobiegu to 1km chodnik, ok. 500m asfalt, potem zaś ubita ścieżka wydeptana przez spacerowiczów, biegaczy i rowerzystów wiodąca szczytem wału przeciwpowodziowego.
Trasa ta jest uniwersalna, ponieważ można na niej biegać właściwie wszystko (oprócz treningów wymagających pętli, ale to chyba oczywiste z racji formuły trasy) – od spokojnego OWB1, przez Fartleki, interwały, tempówki, aż po WB. Pierwsze 6km trasy mam na tyle rozpoznane, że nie muszę sprawdzać na klocku gdzie jak daleko dobiegłem. Plusem wału jest również fakt, że nie ma właściwie żadnego ograniczenia długości trasy – można biec i biec wprost w kierunku morza.
W moim przypadku krótka dyszka kończy się (czyli wypada tam nawrót) na wysokości jakiegoś dworku (to chyba w Jabłonnej), piętnastka przy wiacie na szlaku rowerowym, dwudziestka na początku pola golfowego w Rajszewie, ćwierć setki zaś zaraz za końcem wspomnianego pola. Trasa jest zdecydowanie najwygodniejsza do dystansu 12km, potem ścieżka robi się coraz węższa i kluczy jakby wytyczali ją pijani rowerzyści (co nie jest wykluczone) dlatego też wtedy często biegnę po trawie. Od Rajszewa dołem wału biegnie wygodna piaskowa droga, ale te 4km trzeba się przemęczyć uważając na podłoże i często biegnąć po trawie.
Ścieżka ma jeden minus – całkowity brak oświetlenia, więc bieganie w ciemnościach bez czołówki to raczej spore ryzyko (chociaż początkowe 6km jest jak już wspomniałem równe). W bezchmurne wieczory można więc machnąć rekreacyjną dyszkę dzięki uprzejmości światła gwiazd i księżyca. Śmiało więc weźcie wtedy swoją kobietę i zaliczcie (romantyczny trening czy coś;)).